„Biwak w Zimnej” AKCJA: „Biwak w Zimnej” 24-28 listopad 2011r. UCZESTNICY: Darek Lubomski, Paweł Salomon, Ola Puchalska, Gosia Szwaracka, Przemek Tworkowski, Paweł Prądzyński, Artur Szenk. GENEZA: Pomysł wyjazdu zrodził się na którymś z kolejnych treningów linowych na gdyńskiej wieży treningowej. Postanowiliśmy zorganizować wspólny wyjazd kursantów, czyli nowo wcielonych klubowiczów i „starych” wyjadaczy. Jaskinię docelową wybrali Darek i Adam. Postanowiono też wtedy, że będzie to akcja z biwakiem. Termin udało się ustalić dość szybko i sprawnie. Od tego czasu dla niektórych zaczęły się przygotowania i wyczekiwanie. OSTATNI TRENING PRZED WYJAZDEM: Na wieży stawili się Gosia S., Paweł P., Artur S. Przećwiczyliśmy poręczowanie i przechodzenie większości elementów jaskiniowego rzemiosła. Każde z nas wykonało jedną trasę. Po zaporęczowaniu zamieniliśmy się miejscami a po przejściu wymieniliśmy się konstruktywnymi uwagami i opiniami. W czasie działań wstępnie ustaliliśmy, że przynajmniej nasza trójka do zakopanego jedzie pociągiem. Ostateczną decyzję pozostawiliśmy jednak na spotkanie organizacyjne. PONIEDZIAŁKOWE SPOTKANIE ORGANIZACYJNE: Spotkanie odbyło się o 22.00 tak jak było ustalone. Podzieliliśmy się linami i worami. Ustaliliśmy, że pociągiem jadą: Paweł P., Darek, Gosia i Artur. Natomiast Paweł S. i Adam dojadą samochodem. Ola dołączy do nas na miejscu. Darek opisał po krótce trasę jaką pokonamy w jaskini oraz wyznaczył wstępnie kto co będzie poręczował. WYJAZD: Z Gdyni ruszamy punktualnie, Ja i Paweł zajmujemy wskazane w bilecie miejsca a w Gdańsku dosiadają Darek i Gosia. Jakoś lokujemy się w przedziale i rozpoczyna się wieczór opowieści i degustacji różnych gatunków piwa. Daro snuje opowieści jaskiniowe do których reszta, na początku nieśmiało a potem w miarę upływającego piwa coraz śmielej, dodaje swoje spostrzeżenia. Nasze filozoficzne rozważania na temat smaków i możliwości wykorzystania mleka wapiennego w kuchni jaskiniowej przerywa przybycie nowych podróżnych. Darek próbuje być miły jednak spotyka się z kompletnym niezrozumieniem co prowadzi w końcu do zmiany miejsca przez naszych współpasażerów, co jest nam oczywiście jak najbardziej na rękę. Kładziemy się dość późno a ranek spędzamy na przepakowywaniu plecaków i czytaniu opisu jaskini. W końcu docieramy na miejsce. Telefonicznie dowiadujemy się, iż Adam jednak nie pojechał a na jego miejsce, w Corsie Pawłowej Żony, wskoczył Przemek. DZIEŃ PIERWSZY: Zakopane przywitało nas piękną pogodą i czystym niebem. Obiadek zjadamy w pobliskim barze, gdzie też oczekujemy na Olę. W międzyczasie idziemy z Gosią na ostatnie małe zakupy. Gdy w końcu Ola dociera wskakujemy do busika i ruszamy w stronę doliny Kościeliskiej. Na miejscu czekają już Paweł i Tworek. Krótkie przywitanie i zaczynamy marsz. Docieramy pod wyjście z jaskini Mroźnej, gdzie się przebieramy i przygotowujemy do wejścia. Tam pierwszy raz ubieram swój dopiero co odebrany z poprawek kombinezon, który ku mojej uldze okazuje się w sam raz. Do jaskini wchodzimy o godz. 15.15 i zaczynamy tym samym drogę do Chatki. Pokonujemy kolejno: Błotny Próg, Próg Wantowy i Czarny Komin po czym po przejściu przez Beczkę rozdzielamy się na dwie ekipy. Ja, Paweł i Paweł mamy iść do Komory pod Wielkim Kominem dolną trasą ale początkowo mylimy drogę i przy Białym Kominie zawracamy puszczając drugą ekipę ich trasą. Wracamy do Beczki gdzie Paweł poręczuje trawers nad jeziorkiem i dalej poprzez Górną Komorę docieramy do wcześniej obranego celu. W oczekiwaniu na drugą ekipę oglądamy Syfon Zwolińskich i Syfon Ogazy, przyglądamy się jakby przyklejonym do ściany kawałkom skał. Paweł mówi o kąpieli w syfonie ale jakoś ani Ja ani Paweł S. nie podzielamy jego entuzjazmu. Po dość długim czasie docierają do nas głosy drugiej ekipy która po przepakowaniu worów w Chatce dociera do Górnej Komory. Dołączamy do nich, natomiast Paweł P. zaczyna rozgrzewać się chcąc wejść do wody. Po kilku minutach Ja i Paweł S. ruszamy w stronę Chatki natomiast reszta zjeżdża do Pawła do Komory pod Wielkim Kominem. W międzyczasie okazuje się, ze Paweł rezygnuje z kąpieli i po niedługim czasie dołącza do nas w Chatce. Oczekiwanie na resztę wypełnia nam poszukiwanie miejsca na hamaki oraz przyrządzanie zupek chińskich. Po przybyciu całości rozpoczyna się poszukiwanie wody pitnej a po jej znalezieniu gotowanie obiadokolacji i herbaty, mimo zmęczenia jest miejsce na żarty i śmiech. Czas mija niespodziewanie szybko i kładziemy się spać grubo po 01.00. Niespodziwanie ciszę nocną przerywa dźwięk wyrywanych ze ściany kości i okrzyk Pawła „O k...a” kiedy to spadł razem z hamakiem na kamienie pod nim. Na szczęście nic się nie stało i po ponownym zamocowaniu hamaka kontunuuje sen tym razem już bez niespodzianek. DZIEŃ DRUGI: Wstajemy około 09.00, przy czym niektórzy wstali już kilka godzin wcześniej z powodu przemoknięcia śpiwora ;-) Ponownie kuchnia biwakowa, nakręcony zostaje program „Gotuj z Olą – kuchnia jaskiniowa”. Gdy wszyscy są już najedzeni przebieramy się i ruszamy. Przy Widłach rozdzielamy się. Ja, Darek, Ola i Paweł P. idziemy poręczować Prożek Burcharda, który Daro jako znany bulderowiec pokonuje metodą na foczkę a następnie mamy lewarować Syfon Krakowski, który okazuje się dość suchy. Dzięki zaoszczędzeniu czasu ruszamy za reszta ekipy do Zamulonych Studni przez Salę Złomisk w każdej chwili napawając się pięknem jaskini. W Sali Złomisk Paweł P. wespół z Olą eksplorują niewielki korytarzyk, który jednak mimo ich wysiłków nie puszcza dalej. Z pod Zamulonych Studni (pięknej błotnej ślizgawki) ruszamy wszyscy do Korkociągu Krakowskiego, który nie każdemu przypadł do gustu ale mimo wszystko okazał się ciekawy. Po pokonaniu jego zakrętów i wywijasów docieramy do Korytarza Galeriowego a tam obok piękna i surowości czeka nas to co Gosia lubi najbardziej czyli Jej ukochana zapieraczka i to w dużej ilości. Mimo takich przeciwności pokonujemy ten korytarz w komplecie i ruszamy przez Korytarz Niewidzialnej Wody na końcu którego spotykamy grotołazów z Krakowa. Po ich odejściu i po krótkiej naradzie decydujemy się wracać przez Korytarz za Ósemką. Na jego końcu znów Korytarz Galeriowy ale jako piękna zjeżdżalnia. Tym razem dzięki rzeczowym wskazówkom Darka, Gosia pokonuje go już spokojniej i sprawniej. Korkociąg Krakowski w druga stronę sprawia zupełnie inne bardziej przyjazne wrażenie, więcej uwagi można poświecić na podziwianie i kosztuje znacznie mniej wysiłku. Dzięki skróceniu trasy wróciliśmy na tyle wcześnie żeby Paweł S. i Tworek mogli po posiłku udać się w drogę powrotną do domu. Po czułych pożegnaniach zostaliśmy w mniejszej już ekipie na kolejny nocleg. Daro położył wszystkich spać około 19.00 żeby wstać o 05.00 i ruszyć w drogę powrotną na powierzchnię. DZIEŃ TRZECI: Około 02.15 stanął mi zegarek i po jakimś czasie nie wiadziałem, która w końcu jest godzina. Starałem się nikogo nie budzić i po cichu zwinąłem swój hamak i śpiwór a w między czasie Darek oznajmił, że jest już 09.00 więc wszyscy zaczęli się sprężać żeby zdążyć coś jeszcze zjeść na mieście przed wyjazdem do domu. Szybkie śniadanko na które składała się zupa ze smalcu, kiełbasy, kostek rosołowych, makaronu i nie wiadomo czego jeszcze popiliśmy witaminkami i zaczęliśmy pakowanie. Dość sprawnie ruszyliśmy w drogę powrotną. Każde z nas deporęczowało inny odcinek. Po konsultacji z Darem Paweł stwierdził, że Beczkę zdeporęczuje klasycznie ale kiedy zaczął to skomentował krótko: „ K...A zachciało mi się klasycznie”. Skończyło się szczęśliwie tylko na zamoczeniu liny. Przy czarnym kominie Gosia przypatrywała się małemu nietoperzowi a następnie na dole pomogła mi zworować linę. Dalsza trasa przebiegła bez zakłóceń i mimo coraz większego zmęczenia i coraz cięższych worów dość sprawnie doszliśmy do otworu jaskini. Odebraliśmy plecaki z "przechowalni" i dzięki dość niskiej temperaturze przebieranie przebiegło szybko i sprawnie. Na miejscu okazało się, że wstaliśmy wcześniej niż Darek nam powiedział i że dopiero teraz jest godzina 09.30 przez co mieliśmy więcej czasu na ewentualne przyjemności w Zakopanem. Zejście schodami i marsz dnem doliny to była już czysta formalność. Droga upłynęła nam na rozmowach i podziwianiu piekna krajobrazu. Dzięki uprzejmości Oli, która zaprosiła nas do siebie na herbatę i kąpiel, zyskaliśmy możliwość odświeżenia się przed podróżą i pozbycia się dość nieprzyjemnego zapachu jaki nas otaczał. W drodze do Oli mijaliśmy małą dziewczynkę, która szła z mama do kościoła i ta dziewczynka mówi do mamy, wskazując na Darka: „mamo zobacz jaki ten pan jest romantyczny”. Po kąpieli poszliśmy na obiad do polecanej jadłodajni „Adamo”. Jedzenie okazało się dość dobre a piwo orzeźwiające. W czasie obiadu opuściła nas Gosia, która o 15.40 jechała do Krakowa a my po dopiciu piwa i dojedzeniu frytek ruszyliśmy spacerkiem na dworzec po bilety a potem do Oli po plecaki. Paweł zdecydował się na podróż pociągiem a Ja z Darkiem na autobus. O 17.30 opuściliśmy Zakopane i ruszyliśmy w drogę powrotną. Teraz pozostaje tylko wyprać wszystko, wyczyścić szpej i oczekiwać na podobną akcję klubową. Dziękuję wszystkim uczestniczkom i uczestnikom za wspaniałą atmosferę. Artur Szenk |
|
|