Długi weekend - Girda de Sus 2002


Baza wyprawy - łąka Cristiana Ciubotarescu

Jako że czasy mamy trudne, a każdy grosz się liczy, modne ostatnio stały się w naszym Klubie wyjazdy hipertanie. Sprzyja temu fakt, że klubowy kolega Jarek "Jeju" jest od niedawna posiadaczem busa ropniaka, którym to mogą teraz się odbywać wojaże na południe Europy w cenie na osobę nie przekraczającej podróży z Sopotu do Warszawy. Z tych między innymi ekonomicznych powodów atrakcyjnym krajem jest cały czas Rumunia. Dość powiedzieć, że koszt takiej 9-dniowej eskapady z Sopotu oscyluje wokół 350 zł na głowę (z żarełkiem i wyszynkiem).

Wobec powyższych faktów miejscem, które obraliśmy w tym roku na spędzenie długiego majowego weekendu była Girda de Sus i dolina Girda Seaca (dla mnie i dla Jacka Pyszki po raz drugi w ciągu dwóch miesięcy). Cała grupa liczyła 7 osób, a oprócz mnie i Jacka, byli to: Jarosław Jezusek "Jeju", Magdalena Trzasko, Maja Juniewicz, Olga Jarema i Sławek Makiewicz.

Targ bydła w Girda de Sus

Po przejeździe na miejsce (23 godziny - około 1300 km, 3 granice i kiepskie przeważnie drogi) rozbiliśmy bazę namiotową w obrębie gościnnej posesji niezastąpionego Cristiana Ciubotarescu. Mieliśmy akurat szczęście i w we wsi odbywał się duży, comiesięczny targ. Pochodziliśmy i pooglądaliśmy, w końcu np. kupowanie prosiaków na sztuki do worka po nawozie to dla nas, mieszczuchów z północy pewna egzotyka.
Uwidacznia się tu pewna drobna, ale istotna różnica. Kiedy Jeju kupuje na pamiątkę krowie dzwonki na góralskim targu, jest niby tak samo, ale zupełnie inaczej niż w Polsce. Co prawda i tu, i tam można kupić krowi dzwonek na góralskim targu na pamiątkę, ale u nas, gdyby ktoś kupił taki dzwonek nie na pamiątkę, lecz profesjonalnie - dla krowy na pastwisko, byłby jedynym tego rodzaju klientem. Tutaj tym jedynym, innym był właśnie Jeju.

Następnego dnia ruszamy do jaskiń. Pierwsza jest Coiba Mare, duża jaskinia wodna, z rzecznym przepływem. Dwa miesiące wcześniej przed końcem ciągu wodnego zatrzymał nas brak liny na kilkumetrowy próg z wodospadem.

Walka z prądem w Coiba Mare.

Dla większości naszego zespołu jest to zupełnie nowy rodzaj jaskini, z jakim nie mieli do czynienia np. w naszych Tatrach. Ogromne rozmiary, piękne miejscami nacieki i walka o równowagę z prądem podczas brodzenia w rzece sprawiają wszystkim ogromna radość. Jak zwykle w tego typu jaskiniach zaklinowane pod stropem pniaki przypominają, że podczas burzy jest to śmiertelna pułapka. Staramy się więc nie przeciągać niepotrzebnie czasu akcji. Więcej o tym kilkukilometrowej długości systemie możesz przeczytać w relacji z poprzedniego wyjazdu. Tego dnia wpadamy jeszcze na chwilę do turystycznej, nieco ponad 300 m długości Poarta lui Ionel.

Następnego dnia kolejnym celem jest jaskinia Hodobana (właściwie: "Peştera din Pîrîul Hodobanei"). Jest najbardziej zawikłany labirynt korytarzy jaki widziałem w życiu. Niekończący się labirynt przełazów, sal i salek, łączących się w poziomie i pionie zawsze na wiele sposobów może przyprawić o zawrót głowy. Długość systemu wynosi ponad 22 km. Gdyby to były Tatry nasi Toprowcy mieli by znacznie więcej niż w Śnieżnej roboty z wyciąganiem różnych zabłąkanych ancymonów. Na szczęśnie (głównie dla ładnej szaty naciekowej) ruch tutaj jest raczej niewielki. Można spokojnie podziwiać wysokie na kilkadziesiąt metrów meandry przecinające meandry, rozcięte szczelinami i rozmyte rurami. Podczas 5 godzinnej akcji penetrujemy zaledwie początkowy fragment jaskini. Warto tu będzie jeszcze wrócić.


Labiryny korytarzy Hodobany


Nacieki w Hoanca Apei,
z lewej nasz przewodnik.

Kolejne dni wypełniają nam wizyty, z przydzielonym młodym rumuńskim grotołazem - przewodnikiem, w jaskiniach zamkniętych i objętych większą ochroną. Najpierw zwiedzamy wstępne, naciekowe partie położonej tuż przy głównej drodze jaskini Hoanca Apei (lub jakoś tak). Faktycznie jaskinia nie jest zniszczona, zaś szata naciekowa faktycznie przepiękna. Szkoda, że wycieczka jest tak krótka. Dalsze korytarze nie posiadają jednak podobno szaty naciekowej, a kolega z Wrocławia podczas pokonywania jednego z progów w dalszych partiach bez asekuracji złamał był sobie szczękę i dwa miesiące jadł przez słomkę. Po akcji obowiązkowa kąpiel w bardzo zimnej rzece.

Następnego dnia idziemy do jaskini Gheţarul de sub Zgurăşti. Słowo Gheţarul oznacza jaskinię lodową, ale już o tej porze roku lodu tam nie ma, ale co dziwniejsze nie ma też okresowego jeziora wypełniającego wstępną salę (patrz okładka "Jaskiń" 4(11)1998). Wstępna sala jest niezwykle fotogeniczna. Niestety szybko okazuje się, że na skutek nieporozumienia nasz przewodnik nie ma klucza i na ochotnika biegnie po zgubę do wsi. Trzeba zaznaczyć, że to spore poświęcenie bo jaskinia ta, leży jak na lokalne warunki daleko od drogi - 20 minut stromego podejścia. My tymczasem wygrzewamy się w szybko przemieszczającej się i wzbudzającej kłęby pary plamie słońca na dnie sali. Śpiewamy piosenki nie licząc się z tym, że możemy dostać wantą z kruchego tu podobno stropu. Kontynuujemy akcję w tej pięknej jaskini z dużą ilością przeszkód wodnych. Niestety z braku czasu kończymy ją rejsem pontonem po sporym jeziorze mniej więcej w połowie jaskini.

Wstępna sala w jaskini Zgurăşti

W międzyczasie odbywamy całodzienną wycieczkę górską, pechowo w jedyny podczas naszego pobytu dzień deszczowy. Idziemy w górę naszej doliny w stronę Cabana Padiş (byłem tam rok wcześniej turystycznie). Po drodze obserwujemy potok wpływający do systemu Coiba Mica-Mare. Z obu stron dopływy wypływają prosto z otworów jaskiń, a po około 2-3 km główna rzeka również zaczyna się wypływem z jaskini. Kras pełną gębą i to jaki ciekawy. Na górskich halach powyżej występuje pełno lejów krasowych, a wiele z nich to otwarte aveny. Niestety pogoda zmusza nas do przedwczesnego wycofu z Cabana Padiş, a chcieliśmy jeszcze co nieco zobaczyć. W górnych partiach Bihoru w maju bywa jeszcze sporo śniegu i wielokrotnie mamy z nim kontakt.

Wypad zaczyna zmierzać już zmierzać ku końcowi. Ostatni pełny dzień poświęcamy na wizytę w leżącej u podnóża Bihoru dolinie Sigiştel. Tutaj jakieś 800-900 metrów niżej już pełne lato. Akurat nadchodzi weekend i sporo tu miejscowych turystów, zwłaszcza że uroczych polanek na pikniki nie brakuje. Po około 1,5 godzinie marszu docieramy do końcowej, krótkiej ale malowniczej części doliny. Ma ona tu charakter głębokiego wąwozu. Nieopodal szlaku na stoku znajdują się dwie większe jaskinie Magura i Coliboaia. Kiedyś były zamknięte, lecz obecnie po kratach zostały tylko resztki. Doprowadzono tu odnogi szlaku i wewnątrz bywa sporo turystów. W jaskini Coliboaia nie docierają zbyt daleko, bo okresowo wypełniające się wodą dno jest błotniste i bez wysokich kaloszy (obcisłych, coby ich bloto nie skradło) ani rusz. Przez błoto płynie niewielki potok. Jaskinia nie jest bardzo ciekawa, główną atrakcją

Końcowa część doliny Sigiştel.

(oczywiście dla tych odpornych na duszący smród i widok robactwa) są kolonie nietoperzy. Większa i ładniejsza naciekowo jest jaskinia Magura. Ma ona niemal zupełnie płaskie dno i przyciąga turystów całymi rodzinami wraz dziećmi. Szkoda tylko, że jest tak sucho, bo ze zdjęć Staszka Kotarby z "Jaskiń" widać, że formy naciekowe na spągu wypełniają się wiosną wodą i zyskują na urodzie. Podczas naszego pobytu były suche jak pieprz. Na ścianach bardzo licznie występują wykopcone sadzą inskrypcje turystów-wandali (nie tylko z Rumunii, na ścianie jednej z małych, trudniej dostępnych jaskiń w dolinie Girdişoara widziałem taki napis o treści: "chuj"). Jak wielkie szkody mogą tacy poczynić widzimy w pięknej jaskini Corbasca, ostatniej odwiedzonej przez nas w tej dolinie. Ściany w całości pokryte grubym, idealnie białym mlekiem wapiennym pokrywa gęsta siatka tych głupich napisów. Nóż się w kieszeni otwiera. Dobrze że niektóre z jaskiń w okolicy są solidnie pozamykane i nieznane wandalom. Może któryś z czytelników zna bezpieczny i ekologiczny sposób wybielenia na powrót osmolonego mleka wapiennego? Sprawa wydaje się mi trudna, wszak mleko wapienne to częściowo żywa kultura bakterii.

I to już koniec naszego wypadu. Znowu 22 godziny w busie i jesteśmy już w domku. Na pamiątkę zostaje jeszcze parę butelek dobrego i taniego rumuńskiego wina.


D.B.


W drodze do jaskini - otwór pod granią po lewej   Piękne marmury z Apuanów
Grzyb na spągu w Coiba Mare (ok. 40 cm średnicy)
  To nie padalec. To rumuńska dżdżownica!
Widok z grani koło jaskini na morze Liguryjskie   Zejście (zjazd) do jaskini.
Nacieki we wstępnych partiach Coiba Mare   Nacieki w Coiba Mare (na górze pień drzewa)
 
Wypływ rzeki w dolinie Girdişoara   Wstępna sala w jaskini Zgurăşti
Widok na obóz i wioskę Garfigliano   Otwór Abisso Paolo Roversi
W jaskini Zgurăşti   Wstępna sala w jaskini Zgurăşti
Biwak na -380   Do góry!
Polewa naciekowa w Hoanca Apei   Wodospad naciekowy w Hoanca Apei
W jednej ze studni   Retransport
Nacieki w jaskini Magura   Nacieki w jaskini Magura
Pierwszy z kamieniołomów w okolicy
Rozpoczynamy rejs po jeziorze w jaskini Zgurăşti

Więcej zdjęć z wyjazdu znajdziesz w naszej Galerii


POWRÓT WYŻEJ: tutaj możesz wrócić do spisu wypraw.

POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ: tutaj możesz wrócić na stronę tytułową.

Ostatnia zmiana 2003.04.07