Na przełomie Listopada i Grudnia 1995 odbył się kolejny biwak w Przemkowych
Partiach w Wielkiej Śnieżnej. Ekipa kierowana nieodmiennie przez Rafała Mateję, w
skład której wchodzili Krzysiek Furgal i Arek Maciuk z SGKW i Radek Paternoga oraz autor
niniejszej notki z SKTJ, zachęcona poprzednimi wynikami postanowiła kontynuować
działania. Po podejściu pod otwór w trudnych warunkach
zimowych (wspinaczka na próg nową ciekawą drogą) stwierdziliśmy, ze na szczęście
stopień zaśnieżenia rury wlotowej do jaskini jest niewielki, co pozwoliło wejść
do jaskini, i dawało nadzieję, że "walki" jakich doznawały nasze ekipy zeszłej
zimy, w tym roku się nie powtórzą. Zachęceni tym zeszliśmy na biwak, jak już
się utarło, w nowym, krótszym czasie. Głównym celem biwaku były ataki na problemy za nowoodkrytym
ciągiem wodnymi na końcu "Meandra Magisterskiego". Aby tego dokonać należało
w pierwszej kolejności znaleźć "skróty" do przodków, gdyż jak wynikło z pomiarów
wybitnie uciążliwa droga przez
"Ścieżkę Zdrowia" prowadziła do punktu odległego od biwaku jakieś 15-25 metrów.
Gdyby takich "skrótów" nie udało nam się znaleźć groziło nam załamanie eksploracji,
gdyż "leczenie" na "Ścieżce Zdrowia" każdy normalny grotołaz jest w stanie znieść
nie częściej niż raz na dwa lata pod groźbą załamania nerwowego. Na szczęście
już druga szychta przedostała się z salki "Wyjście na Wolność" szczelinowatym korytarzem do kilkunastometrowego komina po
którego pokonaniu i rozkuciu (częściowym) dwóch zacisków wylądowała w malowniczym oknie sporej
gabarytowo studni. Krzyki obudzonych spitowaniem, śpiących na biwaku zmienników
wywołały zrozumiały entuzjazm pracującej grupy, gdyż rozwiały one niepokojącą
wizję powrotu przez
"Ścieżkę Zdrowia". Po zjechaniu ok. 15 metrów pięknie mytej studni okazało
się, że jest ona górną częścią znanego już "Komina Spragnionych" i ilość
zacisków po drodze do przodka wyraźnie się zmniejszyła (do trzech, zawsze to nie to co "Ścieżka Zdrowia").
Podjęty następnie problem końcówki "Meandra Magisterskiego" rozwiązał się
niestety raczej
negatywnie. Ciąg studni zawinął się w zamkniętą pętlę, a problemy do kopania (z
których jeden puścił na 25 metrów) zamknęły się w końcu na "amen" pokładami
piachu o sporej grubości.
Jedyny istniejący tam problem "w górę" mimo silnego obiecującego przewiewu jest nie do
przejścia bez metod górniczych. Jakby dla otarcie łez, puścił za to ciasnawy
korytarzyk pod stropem początkowych części "Meandra Magisterskiego"
i całą serią uciążliwych studni wspiął się na wysokość około 70 metrów
do góry. Na końcu zamknęły go ciasnoty (zresztą niewiele różniące się od jego reszty),
które, miejmy nadzieje, uda się jeszcze pokonać (z pomocą młotka) w przyszłości. Dla swoich
walorów "relaksujących" korytarzyk został przez nas ochrzczony mianem "Krokodylka".
Znacznie ciekawsze efekty dała działalność na zachodnich krańcach głównej
szczeliny. Po zjechaniu studni-komina "Z Brzytwami" z nowym ciągiem wodnym
(przepływ porównywalny z ciągiem głównym Śnieżnej na 3-cim wodospadzie) dostaliśmy
się do poziomego korytarza będącego kontynuacją znanych już partii na zachód.
Korytarzem tym, dość obszernym, płynie strumień wody rozlewający się niekiedy na cala jego
szerokość. Woda ta nie łączy się w znanych partiach z wodą z "Komina z Brzytwami" lecz podobnie
jak tamta ginie kilka metrów wcześniej w niedostępnej szczelinie. Strumień ten bierze
swój początek kilkadziesiąt metrów dalej w malowniczym jeziorku o kilkumetrowej
długości i głębokości do pół metra. Jeziorko zaś zasilane jest przez wpadający
z boku wodospadzik-fontannę wypadający z innej niedostępnej szczeliny. Główny
korytarz kończy się ślepo kilka metrów dalej. Ilość wody płynąca w tym korytarzu,
większa jeszcze niż w "Kominie z Brzytwami" była przyczyną powstania nazwy tych
partii - "Waterworld". Nie chce nawet myśleć, jak ten wodny świat wygląda latem,
gdyż w tym samym
czasie reszta jaskini sucha była niemal jak pieprz.
Mimo tego, ze korytarz "Waterworld'u"
kończył się ślepo, w jego stropie widoczna była szczelina, dająca szanse obejścia
całej sprawy górą, co zostało uczynione i wymagało wykonania trudnego trawersu. Poznane dalej partie nazwane
"Małe Co Nieco" prowadziły dalej na zachód z powrotem do wody zasilającej "Waterworld".
Bardzo ładny meander wyprowadził do kolejnego obszernego jeziorka na dnie komina. Eksploracje
wstrzymaliśmy z braku czasu u stop niewielkiego prożku. Ogólnie podczas 86 godzinnego biwaku
poznaliśmy ok. 450 metrów nowych korytarzy i posunęliśmy się jakieś 130-150 m. dalej na
zachód. Niestety zaległości w kartowaniu wyraźnie wzrosły. Można jednak założyć,
że ogólna długość Przemkowych Partii wynosi obecnie jakieś 1250-1300 metrów.
Przy oparciu się o już mocno zapleśniałe (och ta wymiana informacji) dane, długość
Śnieżnej można szacować przynajmniej na 12400 metrów.
Dariusz Bartoszewski
POWRÓT WYŻEJ:
tutaj możesz wrócić do spisu artykułów.
POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ:
tutaj możesz wrócić na stronę tytułową.
Ostatnia zmiana 1995.12.17