DZIENNIK Z WYPRAWY DO NORWEGII I SZWECJI
OD 15 LIPCA DO 30 LIPCA 2002 r.


PODPISY DO ZDJĘC ZA KILKA DNI

xxx

Beata i Marcin Lach

Uczestnicy wyprawy: 2 osoby, samochód osobowy


15 lipca, poniedziałek
Nasz prom z Gdyni do Karlskrony wypływał o godzinie 900. W Gdyni natknęliśmy się na spory korek, ale na szczęście na odprawę zdążyliśmy przed czasem. Nie było kolejki , panowie pogranicznicy niekonfliktowi, więc prawie z marszu wjechaliśmy na prom. Skierowano nas na pokład nr 4. Nasza Micra została, a my z workiem kanapek i kurtkami, owczym pędem poszliśmy za tłumem.
Początek podróży rozpoczęliśmy od zwiedzania promu STENA BALTICA, który jak się okazało miał osiem pokładów. Na czterech znajdowały się samochody, a na pozostałych miejsca mające za cel umilić pasażerom dziesięciogodzinny rejs: kino, restauracje, kawiarnie, sklep. Był też pokład z kabinami i fotelami lotniczymi dla bogatszych i wymagających komfortu.
My kupiliśmy bilet promocyjny, który zapewniał podróż "tam" na pokładzie w dzień, a "z powrotem" nocą na fotelach lotniczych. Kosztował 390.00 PLN. Z Gdyni do Karlskrony jest 309 km.

xxx

Obserwacja pasażerów na promie okazała się bardzo ciekawym zajęciem. Płynęli bardzo różni ludzie. Byli cwani kolesie ze wschodu Polski (akcent), którzy już nie pierwszy raz wybierali się na borówki; interesująca starsza pani dziwnie ubrana, która pociągała papierosa dwa razy, a resztę peta chowała na potem; jacyś Cyganie; modne panienki i faceci z grającymi komórkami. Na piątym pokładzie zebrało się polskie "towarzystwo". Rozwalone śpiwory, piwo ze sklepu bezcłowego, odór tytoniu i przepitych ludzi. Pracownik obsługi próbował dobudzić pana Edka i delikatnie zwrócić mu uwagę, że nie powinien spać na wykładzinie pokładu. Pan Edek udał, że nie słyszy, sprawdził czy piwko nadal stoi obok niego, mruknął coś pod nosem i ostentacyjnie przewrócił się na drugi bok lekceważąc intruza. Inny pracownik zwrócił uwagę kobiecie, że w kawiarni na kanapie się nie śpi. Jechały też małe dzieci, zabawiane przez wymalowanego na króliczka młodego mężczyznę. Był i leśnik na pokładzie. Miał branżowy "polar" i wygląd rasowego leśnika.


Mechanicy, młodzi mężczyźni, walczyli z rdzą i dokonywali drobnych napraw.
Początkowo towarzystwo na promie było podniecone. Każdy zadowolony zwiedzał tajemnicze zakątki, badał zaopatrzenie sklepu wolnocłowego, zajmował sobie grajdołek. Po pięciu godzinach rejsu większość już znudzona snuła się po pokładzie, niektórzy grali w karty, inni trzeźwieli. Widok wokół nie urozmaicony- wszędzie morze.
Ogórki małosolne bardzo dobrze smakują.
Po kilku godzinach rejsu powoli wyłoniły się fragmenty lądu. Szwedzkie wybrzeże jest bardzo ładne. Natomiast na przejściu granicznym czekaliśmy aż 3,5 godz. Musieliśmy wypełnić ankietę: ile dni zamierzamy spędzić w krajach nordyckich, czy posiadamy bilet powrotny, czy jesteśmy na zaproszenie (podać adres osoby zapraszającej), ile posiadamy pieniędzy. Pieniądze przeliczono.
O godz. 22.30 ruszyliśmy w drogę. Nocą bardzo źle szuka się miejsca na nocleg. Zatrzymaliśmy się w końcu na parkingu ok. 70 km przed Göteborgiem i zasnęliśmy w samochodzie.

xxx

16 lipca, wtorek

Obudziliśmy się wcześnie rano, aby jechać dalej. Mile zaskoczył nas wygląd parkingowej toalety- czysto, ciepła woda, mydło i papier toaletowy. Ruszyliśmy trasą E6 w kierunku Oslo. Na granicy pomiędzy Szwecją i Norwegią jest tylko informacja, że się ją przekracza, nie ma tam pograniczników. Kolor pasów na szosie zmienił się na żółty, a ograniczenie prędkości wzrosło (miasto 50 km/ h, trasa 80 km/ h, autostrada 100 km/ h). Przy głównych trasach zamontowano automatyczną kontrolę prędkości. Za autostradę do Oslo zapłaciliśmy 15 NOK.
W Oslo wjechaliśmy w drogę E16, potem w E51. Okazała się bardzo malownicza. Dojechaliśmy do LOM przez miejscowość FAGERNES. Płatną drogą szutrową (50 NOK) dotarliśmy do doliny VISDALEN, do schroniska Spiterstulen w najwyzszym masywie górskim Norwegii- JOTUNHEIMEN. Stamtąd wychodzą szlaki na najwyższe szczyty Norwegii: GaldhOpiggen i Glittetind. Był wieczór. Zapłaciliśmy za jeden nocleg na polu namiotowym za rzeką (80 NOK). Wykąpaliśmy się w obskurnej łaźni, ale była ciepła woda. Można było też zamieszkać w domku, tam warunki na pewno były lepsze.

17 lipca, środa

xxx

Rano zwinęliśmy namiot, oddaliśmy numerek do recepcji, kupiliśmy mapę gór JOTUNHEIMEN (110 NOK) i ruszyliśmy w trasę. Po drodze pierwszy raz widzieliśmy renifery. Pogoda na wędrówkę była kiepska. Chmury przykrywały szczyty i widoki nie były rewelacyjne. Szliśmy długo, a trasa wciąż była jednakowa. Góry przypominały ogromne śląskie hałdy, pod stopami i wokół było mnóstwo różnej wielkości kamieni i głazów . Okazale w oddali prezentowały się jęzory lodowców. Trasa była na tyle monotonna, że w połowie szlaku do następnego schroniska zrezygnowaliśmy. Przestraszyła nas perspektywa powrotu tą samą drogą przez tyle godzin- musieliśmy przecież wrócić do samochodu. Pod wieczór byliśmy już ok. dwóch kilometrów od Spiterstulen. Rozbiliśmy namiot pod jednym z głazów (nie bez powodu góry te nazywane są "domem olbrzymów"- gigantów, z którymi wg mitologii Normanów, walczyli Asowie- bogowie z rodu Odyna, zamieszkujący Asgardh- norm. odpowiednik Olimpu; "ABC Oslo", Jerzy Fonkowicz), trochę się obawiając, czy nikt nas nie "wyprosi". Okazało się, że już kilometr od schroniska można się rozbijać za darmo. Niedaleko nas rozłożyli swój namiot Holendrzy, którzy wybierali się zdobywać "olbrzymy" i pytali nas o wrażenia. My jednak byliśmy nastawieni na podziwianie innego rodzaju piękna. Wino reńskie pod namiotem w najwyższych górach Norwegii ma niepowtarzalny smak.

18 LIPCA, czwartek

xxx

Rano zeszliśmy do schroniska, wzięliśmy prysznic i pojechaliśmy dalej na zachód ku fiordom do miejscowości SOGNDAL, leżącej nad najdłuższym fiordem Norwegii- SOGNEFJORDEN (204 km). Krajobrazy po drodze były przecudowne. W dali góry z ostrymi szczytami pokrytymi śniegiem, w zagłębieniach zalęgający lodowiec, a po obu stronach szosy kryształowo czyste jeziorka powtykane w dolinę, otuloną płaszczem z porostów. Idealne miejsce do kontemplacji. Co krok zaskakiwani byliśmy coraz to wymyślniejszym wodospadem. Można się było wpatrywać bez końca. Po drodze spotkaliśmy dwa samochody z Polski i wymieniliśmy uprzejme powitania. Na jednym z postojów zagadnął nad pewien Norweg i chwalił się, że ma znajomych w Polsce i że wzajemnie się odwiedzają. Chwilę porozmawialiśmy.
Do najważniejszego kościoła tzw. "stavkirke" w URNES nie dojechaliśmy, bo trzeba było płynąć promem. My mieliśmy zaplanowany prom w innym miejscu podróży. Wzdłuż fiordu dojechaliśmy do miejscowości HELLA, skąd promem (71 NOK) dostaliśmy się do VANGSNES. SOGNEFJORDEN jest olbrzymi. Woda w granatowym kolorze, wokół w oddali łagodne góry porośnięte borem. Urzekający widok. W HOPPERSTAD zobaczyliśmy "stavkirke" z XII wieku, tylko od zewnątrz, ale i tak było warto. Te strzeliste świątynie ze skromnymi nagrobkami wokół mają w sobie jakąś tajemniczość. Tym razem nocowaliśmy w karłowatym lasku brzozowym niedaleko od szosy, na wzgórzu. Tu karłowate brzozy są charakterystyczne na dużej wysokości. Trochę niepokoiły nas owce z dzwonkami. Rarytasem było podpiekane z miodem müsli.

19 LIPCA, piątek

xxx

W VINJE skręciliśmy na wschód do miejscowości BAKKA, w dolinę NAROV-DALEN, nad fiord NAROFJORDEN. Prowadziła tam niepozorna droga, wąska, wyglądająca na prywatną. Niepokoiły nas trochę ustawione na niej płotki, jakby zakazujące dalszej jazdy. Potem się okazało, że to płotki dla owiec, aby za daleko się nie wypuszczały. Dolinę można zwiedzić robiąc sobie wycieczkę statkiem po fiordzie. Miejsce jest wyjątkowo urzekające ze względu na sielską scenerię, spokój i krajobraz wypełniony górami, lasem i wodospadami. Uprzejmy rolnik specjalnie podjechał do nas traktorem, aby zaproponować zaparkowanie samochodu i wskazać miejscowe atrakcje. Niestety nie mówił po angielsku i rozmowa trochę się nie kleiła.
Kolejny raz byliśmy zachwyceni przyrodą. Ciekawostką tu jest tunel o długości 1,7 km, który prowadzi do kilkunastu domów zamieszkanych prawdopodobnie tylko latem. W drodze powrotnej wykąpaliśmy się w wodospadzie KJELFOSSEN i zrobiliśmy darmowe kino dla płynących akurat statkiem turystów. Woda była niemiłosiernie lodowata. Wróciliśmy do VANGSNES i popłynęliśmy do DRAGSVIK (82 NOK). Skierowaliśmy się prosto do lodowca JOSTEDALSBREEN. Po drodze podziwialiśmy piękne górskie krajobrazy i wszechobecne wodospady o różnych formach. W SKEJ skręciliśmy na południe w kierunku FJARLAND. Za tunelem, w dolince pokrytej miękkimi mszakami, był przyjemny parking. Tu rozbiliśmy namiot. Nie jedyni mieliśmy taki pomysł, bo widok na jeden z jęzorów lodowca o nazwie BRIKSDALSBREEN zatrzymał na noc także Niemców i Francuzów. Towarzystwa dotrzymywały nam luźno puszczone krowy, ciekawskie i zabawne. Wieczorem trochę popadało, ale i tak deszcz nie przeszkodził nam podziwiać lodowiec z okna namiotu. Rano pogoda znów była wakacyjna.

20 LIPCA, sobota

xxx

Turkusowe jezioro STRYNSVATN jest cudowne. Wokół majestatyczne, olbrzymie skały z ośnieżonymi i zatopionymi we mgle szczytami. Po prostu cud. Zjechaliśmy do ERDAL (w prawo za STRYN w kierunku OTTA). Ściany skalne lśniły od wody spływającej drobnymi wodospadami. Ominęliśmy tunel, którym można skrócić sobie drogę w kierunku na GEIRANGER. Chcieliśmy zobaczyć drogę turystyczną- górską. I znowu natura spowodowała, że otwieraliśmy usta w zachwycie patrząc na nagie i szorstkie skały, lodowate jeziorka, karłowate krzewinki- bo tylko takie tu przetrwają. Ostre powietrze wciskało się przez uchylone szyby. Na szczytach widać było szusujących narciarzy. Gdy zatrzymaliśmy się, aby zrobić zdjęcie, spod nóg uciekł mi leming. Zjazd do GEIRANGER okazał się bardzo stromą serpentyn; trzeba było sięgnąć po aviomarin. Gdy dojechaliśmy już nad najładniejszy fiord Norwegii- GEIRANGERFIPORD, zadziwiła nas olbrzymia, jak na warunki norweskie, ilość ludzi. Turyści kupowali pamiątki, jedli lody, planowali wycieczkę statkiem po fiordzie. Wysłaliśmy pocztówki do domu i szybko opuściliśmy ten nieprzyjemny zgiełk. Zapytaliśmy o drogę do wodospadu "Siedem Sióstr" i ruszyliśmy szlakiem w górę. Szlak zaczyna się pomiędzy domami i trudno go dostrzec. Prowadzi cały czas pod górę, około 1,5 godz. Trasa troszkę nas zmęczyła, ale to co ujrzeliśmy warte było tego wysiłku. Z wysokiej skały zobaczyliśmy przepiękny fiord, do którego z przeciwległej góry wpada siedem wodospadów- sióstr, jeden obok drugiego. Usiedliśmy na trawie i zamilkliśmy, chłonąc piękno. Można było patrzeć na ten cud w nieskończoność. Zaskoczyły nas domy wybudowane w tak niedostępnym miejscu, że dojście do nich wydawało się niemożliwe. Nawet drogą wodną. A jak zostały zbudowane? W drodze powrotnej skosztowaliśmy trochę malin moroszek i bażyn.
Na campingu w GEIRANGER skorzystaliśmy z prysznica z ciepłą wodą na monety (10 NOK za 5 minut).
Kierujemy się do LOM i OTTY. Chcemy dojechać do TRONDHEIM. Tej nocy spaliśmy w lesie za LOM, wśród przepięknych porostów: płucnicy islandzkiej i chrobotków. Przywieźliśmy sobie do domu takie małe "kalafiorki", które zdobią półkę.

21 LIPCA, niedziela

xxx

Rano pojechaliśmy trasą E6, po prawej stronie minęliśmy RONDANE Park Narodowy. W DOMBAS skręciliśmy na zachód. Po drodze jest świetny wodospad SLETAFOSS z cały czas obecną podwójną tęczą. Dotarliśmy do "Ściany Trolli" i ROMSALSFJORDEN. I znowu "obrzydliwie" piękne widoki, potężne góry i fiordy o cudownych kolorach . I tak ciągle. W AFARNES zwiedziliśmy kolejny "stavkirke"- ten był ozdobiony smokami. Jechaliśmy wzdłuż LANGFIORDEN, EIESFIORDEN, TINGVOLLFIORDEN do doliny SUNDALEN. Po drodze zajechaliśmy przypadkiem do doliny EIKESDALEN, która okazała się urocza. Polecamy, gdyby ktoś się wahał. Niestety nie mieliśmy czasu zwiedzić jej całej. Dojechaliśmy do OPPDAL i skierowaliśmy się na trasę E6 do TRONDHEIM. Było już późne popołudnie, gdy dojechaliśmy do miasta. Zwiedziliśmy słynną katedrę, akurat mszę odprawiała kobieta- pastor, co dla nas było pewną egzotyką. Styl architektoniczny surowy, prawie bez ozdób (trochę witraży)- kościół z duszą. Miasto położone nad rzeką NED, raczej mało ciekawe turystycznie. Most nad tą rzeką i kamieniczki trochę przypominają Stare Miasto w Gdańsku na moście nad Motławą. Informacja praktyczna: wjazd do miasta przed godziną 17.00 jest płatny, a autostrada za miastem jest płatna dwukrotnie na odcinku kilkunastu kilometrów- razem 35 NOK. Tym razem nocleg znaleźliśmy w lesie, niedaleko od szosy, na maleńkiej polance nad jeziorem. Woda była czyściutka, ciepła i mogliśmy się komfortowo i romantycznie wykąpać.

22 LIPCA, poniedziałek

xxx

Ruszyliśmy w stronę NARWIKU. Widzieliśmy bardzo ładny wodospad FOSSMOFOSSEN i mniej ładny STABBFOSSEN. Dotarliśmy do miasta MO I RANA, gdzie w supermarkecie uzupełniliśmy zapas chleba (najtańszy 10 NOK). Miasto niezbyt atrakcyjne turystycznie. Minęliśmy koło polarne z wieloma turystami. Spotkaliśmy także młodych Polaków na motocyklu, którzy tak jak my szukali noclegu w plenerze. To miejsce jest specyficzne- zimne, puste. Wokół na pagórkach kamienie, mchy i krzewinki. Górna granica lasu porośnięta rachityczną brzozą. Stoi tylko jeden budynek, w którym można kupić pamiątki, pocztówki, jest w nim kawiarnia. Dalej na północ zjeżdża się w dół i już robi się cieplej. Są już sosny i oczywiście mnóstwo domów. Tego dnia znaleźliśmy nocleg na starej szosie za tunelem, nad samiuteńkim fiordem SALTDASFJORDEN. Ta droga jest od dawna zarośnięta krzewami i nawet nie słychać na niej pędzących samochodów. Widok z okna namiotu mieliśmy przepiękny, podziwialiśmy zachód słońca nad fiordem i łagodne, porośnięte lasem góry. W dali natomiast ostre, ośnieżone szczyty- niczym Kilimandżaro. Maliny były niezwykle słodkie i aromatyczne.

23 lipca, wtorek

xxx

Tego dnia naszym celem są LOFOTY. Dojechaliśmy do miejscowości SKUTVIK, skąd promem (266 NOK) dopłynęliśmy do SVOLVAR (2,45 godz.) na wyspie AUSTVAGOY. Woda tu miała kolor jak w lagunie- błękitno - turkusowy. Skierowaliśmy się na miasto A, do którego prowadzi płatny tunel. Nie zwiedzaliśmy miasta. Rozbiliśmy namiot w dolince zawieszonej pomiędzy morzem, a szczytami gór w łanie bażyn i borówek w miejscowości, której nazwy nie pamiętamy (za mostem pomiędzy wyspami w prawo, jadąc w kierunku A). W zatoczkach morza, na brzegu pomiędzy głazami, leży piasek, a na nim śpią beztrosko owce, które wyglądają na niczyje. Podobnie krowy, bardzo ciekawskie, ufne. Upodobały sobie lusterko naszego samochodu i wylizały go dokładnie.

24 lipca, środa

xxx

Postanowiliśmy pozwiedzać LOFOTY z ich małymi, klimatycznymi miasteczkami i wioskami. Paliwo jest tu najdroższe w Norwegii (prawie 10 NOK za litr). Pojechaliśmy do EDDA. Znajduje się tam niezbyt atrakcyjny szlak nad morzem. Potem zaliczyliśmy ostatnią miejscowość na wyspie VESTVAGOY- BALLSTAD. Tutaj też jest szlak nad morzem, tym razem godny polecenia. Idzie się stokiem góry, a w dole lazurowe morze z prześwitującymi daleko w głąb skałami. Pływające stateczki, suszące się na rusztowaniach resztki dorszy tzw. sztokfisze, brak ludzi, owce spacerujące pomiędzy skałami- taki klimat. Wszędzie mnóstwo bażyn, skał i ptaków. Nocowaliśmy w tym dniu w tym samym miejscu tylko niżej, prawie na plaży. Nie było jej widać z drogi, ale nie kąpaliśmy się w morzu bo woda była za zimna.

25 lipca, czwartek

xxx

Pojechaliśmy zwiedzać drugą z wysp- AUSTVAGOY. Widokowo podobna do poprzedniej, ale tamta wyspa była bardziej urokliwa. Przepłynęliśmy promem z FISKEBOL do MELBU (96 NOK) i kierowaliśmy się cały czas na NARVIK mijając skały na wyspie HINNOYA. Po południu byliśmy w NARVIKU. Miasto dość senne, niezbyt czyste, ponure bez większych atrakcji. Jest tam sporo Rosjan. Postanowiliśmy wracać do Polski przez Szwecję, aby nie powtarzać trasy. Poza tym ograniczenia prędkości tam są mniejsze. Takim sposobem dojechaliśmy do KIRUNY- miejscowości w Szwecji gdzie znajduje się kopalnia rudy żelaza. Charakterystyczną cechą krajobrazu są tu widoczne z daleka hałdy. Ruda koleją jest transportowana do niezamarzającego portu w Narviku. Tym razem nocleg znaleźliśmy w lesie, na miejscu biwakowym nad rwącą rzeką, po której urządzane są spływy kajakowe. Tu po raz pierwszy na naszej wyprawie pojawiły się komary- bardzo uciążliwe.

26 lipca, piątek

xxx

Skierowaliśmy się na południe w stronę miejscowości GÄLLIVARE, gdzie kupiliśmy landrynki i wymieniliśmy pieniądze. Poza miastami krajobraz jest bardzo monotonny. Gdzie nie spojrzeć tam tajga i tajga, czasem jezioro, torfowiska. Gdzieniegdzie powciskane w las samochody zbieraczy borówek z Polski i Litwy. Mijane miejscowości są senne, zwyczajne. Po drogach snuły się beztrosko renifery, które po jakimś czasie już nie robiły na nas wrażenia. Nocowaliśmy gdzieś przed miejscowością STORUMAN. Po drodze minęliśmy Park Narodowy MUDDUS i miasta JOKKMOKK, ARVIDSJAUR. W odróżnieniu od Norwegii, w Szwecji prawie nie ma domów "hytte" w dzikim terenie. W lesie, jak poprzedniej nocy, zaatakowały nas komary, a my tropiliśmy łosia.

27 lipca, sobota

xxx

Rano wyruszamy do ÖSTERSUND mijając miejscowości WILHELMINA, DOROTEA, STRÖMSUND. Informacje turystyczne i plany miast zdobywaliśmy z darmowych ulotek umieszczonych w skrzynkach na parkingach. Dalej na południe w krainie MEDELPAD zwiedziliśmy miasto SUNDSVALL na wybrzeżu. Im dalej na południe tym większa cywilizacja i tym trudniej znaleźć nocleg w ustronnym dzikim miejscu. Coraz więcej ogrodzeń i własności prywatnej. Nocowaliśmy przed UPPSALĄ w lesie, nad małym strumyczkiem. Znaleźliśmy prawdziwki na kolację.

28 lipca, niedziela

W UPPSALI zobaczyliśmy słynny uniwersytet, zamek i katedrę. Jest tu sporo muzeów, których nie zwiedzaliśmy. Jest także ogród botaniczny. Miasto dość przyjemne turystycznie. Naszym celem w tym dniu był STOCKHOLM. Dotarliśmy tam po południu i zastaliśmy wielki ruch, mnóstwo ludzi i samochodów. Zaparkowaliśmy przy ulicy o bardzo trudnej nazwie i poszliśmy zwiedzać stolicę na wyspach. Zobaczyliśmy dziedziniec Zamku Królewskiego strzeżonego przez żołnierzy. Na dziedzińcu armaty. Zachwyciły nas ładne, stare i bardzo wąskie uliczki, podobne do krakowskich, ze sklepikami oferującymi sztukę ludową, potrawy regionalne, galerie i pamiątki. Bardzo turystycznie, ale ciepło i zachęcająco. Byliśmy zbyt zmęczeni na dokładne zwiedzanie miasta. Poza tym dokuczał nam upał i musieliśmy znaleźć nocleg. Skorzystaliśmy z folderu informacyjnego i za stolicą obejrzeliśmy kilka zamków, m.in. GRIPSHOLM. Niektóre były

xxx

atrakcyjne, inne mniej, w większości zagospodarowane jako restauracje i taki właśnie w nich panował klimat. Żadnej tajemniczości i duszy. Na południu zobaczyliśmy KATRINEHOLM i ÖREBRO- bardzo ładne miasto z fontanną w kształcie jakby Syzyfa i zamkiem. Zanocowaliśmy nad jeziorem w małej miejscowości, prawie w parku. Oprócz nas taki pomysł mieli także starsi ludzie ze Szwajcarii w przyczepie campingowej.

29 lipca, poniedziałek

Dojechaliśmy do miejscowości VADSTENA gdzie, dzięki informatorowi, odkryliśmy bardzo ładny zamek na wodzie (fosie) nad jeziorem VETTER. Zwiedziliśmy tylko od zewnątrz. Natomiast zachwyciło nas samo jezioro. Miało przepiękny jasno błękitny odcień. Nie ma piaszczystej plaży, ludzie opalają się na trawie. Wygląda jak morze. Fantastycznie prezentowały się na nim ledwo widoczne w oddali żaglówki. Aby jak najdłużej podziwiać uroki wody, pojechaliśmy na południe drogą turystyczną wzdłuż jeziora. Przejechaliśmy przez miejscowość HUSKVARNA i JÖNKÖPING do miasteczka VETLANDA. Stamtąd zadzwoniliśmy do oddziału STENA LINE i zmieniliśmy rezerwację biletów powrotnych o dwa dni wcześniej. Nie było z tym problemu. Nocowaliśmy w lesie i znowu mieliśmy grzybki na kolację.

30 lipca, wtorek

xxx

Dotarliśmy do KALMARU. Zwiedziliśmy zamek nad Bałtykiem z nadgryzionymi rdzą jaszczykami na wałach obronnych. Wokół roztaczał się niewielki ogród dendrologiczny. Zobaczyliśmy starą, wyłowioną przez Szwedów, radziecką łódź podwodną U-194. Sprzedażą biletów zajmuje się jakiś pasjonat i zbieracz radzieckich militariów, pamiątek. W mieście godna zwiedzenia jest katedra, jest też kilka muzeów. Potem pojechaliśmy mostem nad Cieśniną Kalmarską na wyspę OLANDIĘ. Tu ludzie zajmują się w większości rolnictwem. Jedyną atrakcją jaką spotkaliśmy były stare drewniane wiatraki. Wieczorem dojechaliśmy do KARLSKRONY, aby o 21.00 odpłynąć do Gdyni. Przespaliśmy większą część nocy bez większych przeszkód. O godzinie 7.00 rano byliśmy w Gdyni, fizycznie zmęczeni, ale zadowoleni.
Przejechaliśmy 6500 kilometrów.

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Koszt wyprawy na dwie osoby : 3000 PLN w tym:
Prom- 390 PLN
Paliwo- 1400 PLN
Opłaty (autostrady, bilety, promy)- 350 PLN

Jedzenie zabraliśmy z Polski, dokupiliśmy tylko 3 chleby po ok. 15 NOK, sok za 9 NOK i gumę do żucia za 6 NOK

Najtańsza karta telefoniczna w Szwecji- 60 SEK

Targu Jiu, typowe miasto w Rumunii
   
   
Targu Jiu, typowe miasto w Rumunii
   
   
   
   
   
 
   

 


POWRÓT WYŻEJ: tutaj możesz wrócić do "Kącika globtrotera" Epimenidesa.

POWRÓT NA STRONĘ GLÓWNĄ: tutaj możesz wrócić na stronę tytułową.

Ostatnia zmiana 2002.12.26