Masyw Olimpu i nie tylko


Początek wąwozu Enipeas nad Litochoro

Początek wąwozu Enipeas nad Litochoro

Tak się w tym roku złożyło, że spędziłem dwa październikowe tygodnie w Grecji. Październik to w Polsce przeważnie okres słot i niskich już temperatur, choć akurat tegoroczny był w Polsce piękny. W Grecji jest to pora ciepła, ale jak dla nas nie za ciepła i co również ważne, jest to również sezon niskich cen usług i infrastruktury turystycznej.

Wśród kilku celów naszej wycieczki (byłem wraz z kolegą klubowym - Jarkiem Niekludowem) znajdowała się wycieczka w Masyw Olimpu.

Olimp to najwyższe góry Grecji i oczywiście siedziba mitologicznych bogów. Jest to również park narodowy jak na Greckie warunki bardzo dobrze zagospodarowany turystycznie. Najwyższe ze szczytów sięgają powyżej 2900 m nad poziom morza, które to morze znajduje się nieopodal, bo ze stoków Olimpu do Zatoki Termajskiej jest zaledwie około 5 kilometrów. Ośnieżone przed dużą część roku szczyty Olimpu widać wyraźnie (o ile śródziemnomorska mgiełka nie zasłania) z licznych w tej okolicy plaż i kiczowatych, tanich miejscowości wypoczynkowych szumnie nazwanych "Riwierą Olimpijską".

Wstępna część wąwozu Enipeas

Wstępna część wąwozu Enipeas

Najpopularniejszą bazą wypadową w masyw Olimpu jest miejscowość Litochoro. Łatwo dostać się tu autobusem, np. z pobliskiego Miasta Katerini. Choć nie jest to ani żaden kurort, ani miejsce gdzie znajdziemy zabytki (są tu za to duże bazy wojskowe) to jest ono w miarę sympatyczne. Miejscowość, w górnej części ze stromymi uliczkami, leży u podstawy masywu na wysokości 250-300 m npm, w miejscu, gdzie wśród malowniczych skał rozpoczyna się (a właściwie orograficznie kończy) malowniczy wąwóz Enipeas.

Wąwóz Enipeas jest końcową częścią ponad 10 kilometrowej długości doliny Mavrologos, która w górnych partiach opiera się o najwyższe szczyty masywu. Tędy właśnie wiedzie najpopularniejszy ze szlaków umożliwiający dostanie się miedzy na najwyższy szczyt masywu Olimpu - Mitikas o wysokości 2917 m npm. Możliwości zaplanowania wycieczki z Litochoro na Mitikas jest kilka. Można np. wjechać asfaltową drogą do Prionii, niewielkiego parkingu i schroniska (brak możliwości noclegu) na wysokości ok. 1200 m npm i zaatakować szczyt w ciągu jednego forsownego dnia. Można też zejść z asfaltu w miejscu zwanym Gortsia i przejść granią przez Plateau Muses, gdzie znajdują się dwa schroniska. Można wybrać spokojną i odludną, podobno, trasę bezpośrednio z Litochoro od południowej strony doliny przez chatę Livadaki. Można zaplanować dłuższą wycieczkę po licznej tu sieci szlaków. Można też wreszcie tak jak my bezpośrednio z Litochoro ruszyć szlakiem E4 przez wąwóz. Jest to rozwiązanie z pewnością wybierane najczęściej i w sezonie letnim na spokój i ciszę raczej bym na tym szlaku nie liczył.


Schematyczna mapka rejonu wycieczki. Kliknij na obrazek, by wczytać powiększoną wersję.

Początek trawersu nad jednym z progów w kanionie.

Początek trawersu nad jednym z progów w kanionie.

Szlak rozpoczyna się nieopodal ostatnich domów miasteczka. Radzę zwrócić uwagę na oznaczenie - E4 i nietypowe jak dla Polaków symbole. Pierwsza od strony Litochoro część wąwozu jest przygotowana do zwiedzania nawet przez ulokowane najniżej w hierarchii turystów górskich panie w szpilkach. Dróżka prowadzi po wybetonowanym kanale ujęcia wody i posiada stalowe poręcze. W metalowych kratkach znajdują się silne reflektory zapewne uatrakcyjniające wycieczkę w nocy. Widoki są na prawdę ładne. W korycie strumienia znajdują się wymyte ładne marmity. My zapuszczamy się już poza trasę i pokonujemy kilka progów w kanionie. Sporo tu leżakujących amatorów wypoczynku nad wodą. Po kilkuset metrach i kilku skalno - krzaczastych trawersach docieramy do miejsca gdzie poruszać się można tylko skrajnie trudną wspinaczką po wygładzonych przez wodę skałach. Nie tędy droga, a jeśli już to raczej w drugą stronę, o czym świadczą przygotowane stanowiska do zjazdów dla kanioningowiczów.

Wnętrze kanionu Enipeas

Wnętrze kanionu Enipeas

Wracamy do początku ścieżki, gdzie odchodzi w górę prawdziwy szlak. Pomimo października jest gorąco, w słońcu ze 30 stopni. Co dopiero musi tu się dziać w sierpniu! Pniemy się dość ostro jakieś 300 metrów, by ku niejakiej irytacji stwierdzić, że następnie należy zejść ze 250 metrów w dół. I tak już będzie aż do Prionii. Na każde 100 metrów podejścia przypada z 80 zejścia. Za to widoki piękne. Wokół ogromne wapienne ściany, w dole woda. Im wyżej, tym roślinność bardziej zielona. Pojawia się wysoki, malowniczy las iglasty. Dróżka raz trawersuje nad 300 metrowym urwiskiem, by po chwili przeciąć rzekę mostkiem koło zielonych głębokich rozlewisk. I cały czas jak w górę to zaraz w dół. Niestety weszliśmy w góry bardzo późno. Robi się coraz bardziej wieczornie i nerwowo. Powoli dolina się rozszerza i dochodzimy do sympatycznej kapliczki w jaskini, czy bardziej obszernej nyży w ścianie w malowniczym cienistym lesie. Jeszcze chwilę po stromych schodach i znowu przez rzekę i docieramy do starego klasztoru Dionisiou. Tu nie jest przyjemnie. Sprowadza tu boczne odgałęzienie jezdnej drogi. Sporo ludzi z grillami, hałas i śmiecie. Większość Greków nie zna (a już na pewno nie szanuje) słów ekologia, porządek czy śmietnik. Choć i tak w masywie Olimpu park narodowy dba o porządek skrupulatniej niż w innych rejonach Grecji.

Dziedziniec schroniska "A" - Agapitos

Dziedziniec schroniska "A" - Agapitos

Zmęczeni bezustannymi wertepami w górę i dół, do Prionii postanawiamy dotrzeć asfaltem. Wchodzimy więc drogą do skrzyżowania w górę i potem... w dół do końcowego parkingu i małej, knajpki. Pora zrobiła się późna słońce już schowało się za szczyty. Kręci się tu sporo ludzi, w tym wspinacze ze szpejem. Wybieramy miejsce na nocleg w nieużywanej zagrodzie (pewnie dla osłów) przy szlaku, lecz z samego szlaku częściowo zasłonięte.

Pobudkę robimy przed świtem. Po śniadaniu idę pod knajpę po wodę, bo to ostatnie miejsce gdzie występuje. Jakiś dziadek robi mi awanturę w łamanym grecko-niemieckim, najwyraźniej orientując się, że spaliśmy gdzieś nielegalnie. Trudno. Dziś ciężki dzień. Chcemy w miarę możliwości wejść na szczyt Mitikas i zejść z powrotem do Prionii. Czeka nas więc kolejne niemal 2 km podejścia i co gorzej tyleż zejścia. Ruszamy do góry mijając zagrodę osiołków, które służą tu do transportu dóbr do schronisk. Od razu przyplątał się jakiś pies, który nie odlepi się aż do wieczora i będzie kosztował nas sporo nerwów. Powoli pniemy się do góry. Las nieco się przerzedza i powoli zamienia w sosenkę, choć znać tu inny klimat, gdyż sięga grubo powyżej 2000 m npm. Robimy postój w miejsce, gdzie można awaryjnie rozbić biwak. Chowamy sprzęt biwakowy w krzakach. Tu na pewno dziś zdążymy. Koło schroniska "A" ląduje akurat duży śmigłowiec. Bardzo ładnie położone na skalnej ostrodze wśród wiekowych ogromnych sosen schronisko "A"- Spilios Agapitos czynne jest od lipca do połowy października.

Schronisko "A" - Agapitos od góry

Schronisko "A" - Agapitos od góry

Kupujemy tu małe piwko w puszce i mapy (znaleźliśmy je dopiero tutaj). Nie wolno tu gotować, również na zewnątrz, o czym informują napisy w 5 językach, w tym po Polsku. Woda pitna o tej porze roku jest tylko w butelkach za słoną opłatą (informowała o tym kartka w Prionii). Można tu nocować w środku, lub za opłatą rozbić namiot. Ceny wyższe nieco niż w polskich Tatrach, ale nie dużo. Nocleg ma sporo sensu, bo przeważnie, niemal codziennie, wokół gromadzą się chmury zasłaniające widoki. Największa szansa, że ich nie będzie jest rano do godziny 10-11. Warto więc na szczyt wyruszyć o 6-7 mej, by zdążyć nacieszyć oczy rozległą panoramą. Dziś jak zwykle zaczyna się właśnie chmurzyć. Na szczęście obłoczków nie jest tak dużo.

Końcowa "prosta" do szczytu Skala

Końcowa "prosta" do szczytu Skala

Po przerwie ruszamy dalej. Powoli mijamy granice lasu, który przechodzi w hale w postaci pojedynczych, ale masywnych egzemplarzy jakiejś odmian sosny. Szlak zmienia się miejscami w piarżysko. Wychodzimy do dużego kotła z lejem krasowym w dnie. Pomimo, że cały masyw Olimpu zbudowany jest z wapieni, a powierzchniowe formy krasowe, choć niezbyt liczne jednak tu występują, nie natrafiłem w literaturze na ślad występowania tutaj dużych jaskiń. Przez szczyty przewalają się kłęby chmur. W momentach kiedy nas szczelnie zasłaniają mamy chwilowe trudności nawigacyjne na niezbyt ewidentnie tu oznaczonym szlaku. Dalsza droga wiedzie długim i nudnym grzbietem po uciekającym z pod nóg gruzie skalnym. Powoli zyskujemy wysokość "ponadtatrzańską", 2500 m npm, 2700 m npm i wreszcie osiągamy pierwszy ważny wierzchołek. Nazywa się Skala i ma wysokość 2866 m npm. To ważne rozdroże. Koczuje tu spora grupka ludzi i psów, które przylazły tu zapewne za turystami. Większość turystów już schodzi, widać wyszli ze schroniska o bladym świcie.

Szczyt Skolio i wiodacy tam szlak.

Szczyt Skolio i wiodacy tam szlak.

Przed nami otwiera się piękny widok. Pionowo w dół spada 500 metrowej wysokości ściana skalna, to urwisko o nazwie Kazania. Po prawej stronie również czeluści. Kilkaset metrów przed nami w wąziutkiej grani, podobnej do naszej tatrzańskiej Orlej Perci pełnej śpiczastych turni widać wierzchołek Mitikas. Z dołu zgrupowanie turni faktycznie może kojarzyć się z konstrukcjami pałacu bogów. Szlak na Mitikas z banalnego staje się dość trudny, a na dodatek wygląda na znacznie gorszy niż jest w rzeczywistości. Tę opinię zdaje się potwierdzać oryginalna grecka nazwa: Kaki Skala - Schody Nieszczęścia. Większość turystów porażona kontrastem - nagłymi setkami metrów powietrza pod nogami, zmienia tu cel wycieczki na nieco niższy, ale łatwo osiągalny Skolio (2911 m npm). Prowadzi doń wzdłuż urwisk Kazanii łatwa dróżka po wypłaszczonej z jednej strony grani.


Mitikas - 2917 m npm, najwyższy wierzchołek Masywu Olimpu widoczny ze szczytu Skala

Mitikas - 2917 m npm, najwyższy wierzchołek Masywu Olimpu widoczny ze szczytu Skala

Kilka trawersów trzeba pokonać w ekspozycji.

Kilka trawersów trzeba pokonać w ekspozycji.

My atakujemy na wprost. Szlak, przebiegający tu bardzo umownie z braku ścieżki, schodzi najpierw żlebikiem w prawo i trawersuje po stromej, ale dobrze urzeźbionej ścianie, Dalej wspina się na niewielką turnię dnem a potem krawędzią małego kociołka. Dalej jeszcze trawers przez dwie przełączki i znowu widać najwyższy szczyt. Brak tu jakichkolwiek "sztucznych pomocy" jak klamry czy łańcuchy. Trudności wspinaczki wg naszej oceny wynoszą na pewnych odcinkach I, a w porywach może nawet II. Jak na trasę turystyczną w dużej ekspozycji to sporo. Tu i ówdzie znajdujemy w skale spity. Świadczą o tym, że w zimie, lub w niepogodę wyprawa na te szczyty to już coś dość skomplikowanego. Zakładając, że może tu dotrzeć ktoś w niewłaściwym obuwiu, albo inaczej nieprzygotowany, nazwa "Schody Nieszczęścia" jest zupełnie uzasadniona.

Na szczycie Mitikas

Na szczycie Mitikas

Wychodzimy wreszcie na szczyt. Pogoda, choć nie idealna jest wcale niezła. Szkoda tylko, że nie widać bezpośrednich okolic masywu, bo niżej kłębią się chmury. Jest ciepło, siedzimy w podkoszulkach, jedynie gdy chmury zasłonią słońce i zerwie się wiatr, trzeba sięgnąć po czapkę i rękawiczki. Jak to w górach. Na szczycie spędzamy około godziny, ciesząc się widokami. Z sąsiedniego wierzchołka Stefani - 2909 m npm (zwanego też Tronem Zeusa), jeszcze trudniej dostępnego, słychać głosy innej grupki Polaków. Jednak po przejrzeniu księgi wpisów nie znaleźliśmy tam polskich śladów. Inna sprawa, że obecnie tam leżący egzemplarz został założony niecały miesiąc wcześniej, a już jest prawie cały zapisany.

Ściany Kazanii ze szkaku na Mitikas

Ściany Kazanii ze szkaku na Mitikas

Trzeba jeszcze zejść na dół. Schodzimy bez ludzkiego towarzystwa. Widocznie pora jest już zbyt późna, jak na lokalne zwyczaje. Zabierają się za to z nami dwa psy czekające na ostatnich turystów na szczycie Skala. Ich towarzystwo wcale nie jest miłe. W pewnym momencie dostrzegają kozicę i rzucają się za nią z głośnym ujadaniem. To jest park narodowy? Schodzimy szybko, bo zmrok zapada w październiku wcześnie. Po drodze staramy się pozbyć psów, jednak bezskutecznie. Nie reagują na próby odpędzenia ani na fortele. Często głośno ujadają, co nie jest nam na rękę ani ze względów kontemplacji gór i przyrody, ani z bardziej praktycznych. Biwakującym na dziko zbędna jest taka reklama. Docieramy do depozytu bagaży i ponieważ jest jeszcze jasno idziemy w szalonym tempie do Prionii, gdzie docieramy już po zmroku. Psy na szczęście czmychnęły gdzieś "do domu", a my spokojnie przesypiamy noc.

Rano ruszamy asfaltem z zamiarem złapania "stopa". Niestety pora dnia jest kiepska, poza tym poniedziałek. Ruch niewielki, a jeśli już to nie w tą stronę. Wieczorem poprzedniego dnia z pewnością sunął tu cały sznur samochodów. Przed nami jeszcze jedna przykra niespodzianka. Asfalt wiodący teoretycznie na dół, pnie się w pierwszej części stromo do góry przez jakieś 3 kilometry! Co za masyw, wszystkie zejścia są tu pod górę! Po drodze mijamy ekipy drogowców kładące asfalt na końcowym, do tej pory częściowo szutrowym odcinku. Niestety póki co żadna z dużych ciężarówek zjeżdżających co jakiś czas na dół nie chce nas zabrać. Schodzimy do schroniska "D" leżącego na skraju lasu około 12 km asfaltem od Prionii i jeszcze nieco niżej, aż wreszcie zatrzymuje się jakiś bardziej przyjazny kierowca ciężarówki. I dzięki bogu, bo na dół zostało jeszcze sporo, a umiarkowana w górach temperatura, niżej robi się już uciążliwa. W ten sposób kończymy wycieczkę w masyw Olimpu.

Klasztor Warłaama - Meteora

Klasztor Warłaama - Meteora

Podczas naszego pobytu w Grecji widzieliśmy jeszcze wiele interesujących miejsc. W miarę jeszcze ładne Saloniki, i mniej już Ateny. Mieliśmy okazję wybrać się w krótki rejs na wyspę Skhiatos. Jednak miejscem o którym chciałbym napisać jeszcze parę słów są słynne klasztory Meteora. Zespół klasztorny Meteora (słowo oznacza zawieszenie w powietrzu) znajduje się na północno zachodnim skraju równiny Tessalii. Gładkie Skały wysokie na ponad 400-500 metrów wyrastają wprost z równiny nieopodal miasteczka Kalambaka. Już w X wieku w rejonie działały wspólnoty mnichów. Na szczytach wielu ze skał od XIV wieku wznieśli oni 24 klasztory i pustelnie. Do dziś przetrwało ich 8. Z podziwem należy patrzeć na dawnych budowniczych, gdyż i dzisiaj drogi wspinaczkowe (licznie zresztą wykorzystywane, choć podobno już nie długo to się skończy) należą do trudnych. Klasztory "przycupnęły" na niedostępnych turniach, a przez wieki jedyny dostęp do nich stanowiły systemy zdejmowanych drabin i wciągane kołowrotem siatki. Dziś po wykutych schodach drepczą co roku miliony turystów. Jednak codziennie po 13-tej klasztory są zamykane, a mnisi kontynuują swe życie podobne do tego przed wiekami. Jest to miejsce, które będąc na kontynentalnej części Grecji trzeba zobaczyć.

Co do reszty widzianych przez nas atrakcji zapraszam do obejrzenia małego fotoreportażu poniżej:

Dariusz Bartoszewski
Wąwoz Enipeas
  Wąwoz Enipeas, początek
Wąwoz Enipeas
 
Wąwoz Enipeas, początek
W górę...  
... i wyżej ...
W górę...
 
... i wyżej ...
... aż na szczyt Mitikas  
Na szczycie
... aż na szczyt Mitikas
 
Na szczycie
Dobijamy do Skhiatos na wyspie Skhiatos   Port Skhiatos
Dobijamy do Skhiatos na wyspie Skhiatos
 
Port Skhiatos
Skały Meteora
  Widok ze szczytu skał na Tessalię
Skały Meteora
 
Widok ze szczytu skał na Tessalię
Klasztor Św. Trójcy  
Klasztor Wielki Meteoron
Klasztor Św. Trójcy
 
Klasztor Wielki Meteoron
Klasztor Wielki Meteoron
  Widok z klasztoru na wieś Kastraki
Klasztor Wielki Meteoron
 
Widok z klasztoru na wieś Kastraki
We wnętrzu Wielkiego Meteoronu  
We wnętrzu Wielkiego Meteoronu
We wnętrzu Wielkiego Meteoronu
 
We wnętrzu Wielkiego Meteoronu
Świt w porcie jachtowym w Pireusie   Żelazny punkt menu - Partenon w Atenach
Świt w porcie jachtowym w Pireusie
 
Żelazny punkt menu - Partenon w Atenach
Ateny - widok z Akropolu na wzgórze Likavitos   Ateny - stadion olimpijski
Ateny - widok z Akropolu na wzgórze Likavitos
 
Ateny - stadion olimpijski

POWRÓT WYŻEJ: tutaj możesz wrócić do "Kącika globtrotera" Epimenidesa.

POWRÓT NA STRONĘ GLÓWNĄ: tutaj możesz wrócić na stronę tytułową.

Ostatnia zmiana 2001.11.30